Niesamowity mecz Pogoni przeciwko Vive!
Porażki szczypiornistów Gaz-System Pogoni Szczecin z Vive Tauron Kielce spodziewali się chyba wszyscy obserwatorzy i ci, którzy choć trochę znają się na polskim handballu. Ci, którzy mimo tego zdecydowali się odwiedzić Arenę Szczecin mieli zamiar obejrzeć dobre widowisko. Ono rzeczywiście takim było, ale jedynie w wykonaniu ekipy Rafała Białego (na zdj. obok). Remis, który wówczas należałoby uznać za sensację, do ostatnich chwil był bardzo bliski. Emocje sięgały zenitu.
Już sam początek pokazał, że ekipa dowodzona przez Michala Brunę stanowi dobry kolektyw. Co prawda, jako pierwsi wynik meczu otworzyli faworyzowani kielczanie, ale jeszcze wówczas nikt nie robił z tego niczego wielkiego. Ot przyjechał wielki zespół, który musi odnieść wysokie zwycięstwo. Pewnie podobnie myśleli sami szczypiorniści gospodarzy. Niemniej jednak robili swoje. Nie mieli bowiem zupełnie nic do stracenia. Robili to jednak na tyle dobrze, że po pierwszych 10 minutach prowadzili 6:4. Dwa oczka dołożył w tym czasie Bartosz Konitz, który po spotkaniu nie krył rozczarowania końcowym wynikiem. - Bardzo wielka szkoda tego wyniku, bo Vive było do ogrania tego dnia jak nigdy przedtem i jak nigdy może nie być - mówił rozgrywający.
Pierwsza połowa skończyła się remisem. Choć należy dodać, że gdyby nie fakt, że to szczecinianie znacznie częściej karani byli 'dwójkami', to ten wynik mógł być nawet korzystniejszy. Przynajmniej raz sędziowie z Płocka zbyt surowo ocenili faul Patryka Walczaka. Niczego to jednak nie zmieniło, a kibice przecierali oczy ze zdumienia nad postawą swoich idoli. - W szatni było bardzo spokojnie i rzeczowo. Mieliśmy robić po prostu swoje - powiedział 'Oranje'. I gracze Gaz-System Pogoni rzeczywiście robili, co do nich należało. W 39. minucie, po dwóch celnych trafienia w wykonaniu Wojciecha Zydronia było 20:19. Do końca pozostawało jednak sporo czasu, więc spokój zachowywał trener Tomasz Strząbała (zastępował Talanta Dujszebajeva). Mistrzowie Polski starali się robić co tylko można by powstrzymać rozpędzoną Pogoń. Ustawiali się system 5:1. W pewnym momencie wydawało się, że w końcu złapali wiatr w żagle. Trzy bramki z rzędu mogły sprawiać takie wrażenie. Tymczasem na 10 minut przed końcową syreną było 26:25. Kiedy dosłownie minutę później poważny skurcz złapał 'Zygę' wydawało się, że może być po meczu. Zastąpić go musiał absolutny debiutant Dawid Krysiak. Gazownicy dalej jednak nic sobie nie robili z tego, że wiele rzeczy jest przeciwko nim. Niektórzy twierdzili, że do nich zaliczają się nawet panowie z gwizdkami. W 59. minucie wynik brzmiał 30:31. Piłkę miała w posiadaniu Pogoń. Jedno złe podanie wystarczyło do tego, by Vive za sprawą Michała Jureckiego przypieczętowało dwa oczka. Ostatnie słowo należało do Tobiasa Reichmanna. Blisko 4 tys. kibiców obejrzało jednak świetne widowisko. Przez ostatnie dwie minuty nikt już nie siedział. Po zakończonym meczu szczecinianie długo dziękowali swoim fanom, bo Ci naprawdę nieśli miejscowych.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|